Strony

niedziela, 2 marca 2014

Dziewczyna anioł Lusia cz.V

Znów ktoś przerwał chwilę spokoju, tym razem był to tata. Chciał skorzystać z łazienki. Przestraszona szybko i nie dbale owinęłam sznurkiem się, przez co skrzydła znów stały się ściśnięte, założyłam bluzę, która miała się suszyć jednak już była sucha. Zanim jednak wyszłam z łazienki otarłam z policzków łzy. Tata wparował do łazienki i zamkną drzwi. Po chwili namysłu stwierdziłam, że pójdę na krótki spacer jeszcze. Poinformowałam o tym mamę, nie chciała się zgodzić z powodu mojej choroby. Jednak ostatecznie uległa moim prośbą. Założyłam kurtkę przeciw deszczową-za oknem zaczynało kropić. Szybko założyłam na nogi buty i udałam się w miejsce, gdzie poznałam Victora. Szłam i rozmyślałam na różnego rodzaju tematy. Między innymi na temat tego, co czuję do chłopaka, którego niedawno poznałam.  Moje myśli błądziły po wszystkich zakamarkach mózgu. Stanęłam na klifie na dole, fale biły o kamień, na górze słychać było plusk oraz krople które wpadały do morza. Stałam dobre Parę minut kiedy postanowiłam zdjąć kurtkę. Najpierw kaptur zsunęłam z głowy, łzy nagle zaczęły napływać do oczu, nie było widać, że płaczę z powodu padającego deszczu. Włosy były mokre padały na mokrą twarz. Wyciągałam z kieszeni spodni nożyczki i rozcinałam z tyłu bluzkę, potem sznurek. Skrzydła zaczęły znów nabierać powietrza, zaczęły rosnąć w górę, rozprostowały się. Nie obserwowałam czy ktoś patrzy. To była chwila kiedy zapomniałam o wszystkim. Nagle usłyszałam za pleców krzyk.
- Elisha ?! Czy to ty-zawołał jakiś chłopak, szybko domyśliłam się, że to Victor.
Nie chciałam ukrywać tego przed nim. Jednak coś zmusiło mnie bym szybko zarzuciła na mokre skrzydła kurtkę. Znów poczułam ból ugniatających się skrzydeł.
-El, czemu mokniesz na deszczu?, znów się przeziębisz.
-Victor nie będę chora, ale chcę Ci coś powiedzieć, a raczej pokazać.
Victor uśmiechną się, był taki jedyny w swoim rodzaju, jego oczy niebieskie przypominały niebo, uśmiech przypominał najlepsze co może być. Nie da się tego opisać. Wtedy on zabrał głos.
-Eli ja też chcę Ci coś powiedzieć.-mówiąc to za czerwienił się.
Kiwałam głową by mówił dalej, zastanawiałam się co chce powiedzieć, czyżby rodzice jego zadecydowali o przeprowadzce ? Może nie może już się ze mną spotykać. Milion myśli przeszło przez moją głowę aż on w końcu rzekł:
-El, bo ja. Nie wiem jak to powiedzieć.-Zaczą, lecz nie był w stanie dokończyć zdania.
-Powiedz...- zaczęłam lecz on przerwał mi i wtrącił.
-Ja Cię Ko.. Kocham- po czerwieniał jeszcze bardziej, mówiąc to.
Uśmiechałam się do niego, widziałam ten niepokój na jego twarzy.
-Ja Cię też-dodałam patrząc w jego oczy.
Oboje zbliżyliśmy się do siebie, pocałowaliśmy się, trwało to parę sekund, ale była w tym taka magia, aż gęsia skórka mnie przeszyła. Spojrzałam znów w jego oczy, wiedziałam że muszę mu to wyznać.
-Victor, muszę Ci coś pokazać, możesz mnie znienawidzić za to, ale muszę.
W tym momencie zdjęłam znów kurtkę z siebie. Mokre skrzydła znów nabrały śnieżno białej bieli i rozwinęły się.


Victor:

Pobiegłem w miejsce gdzie pierwszy raz odważyłem się przemówić do Eli, moim oczom ukazała się ona, cała mokra, zdjęła kurtkę. Krzyknąłem jej imię i podbiegłem do niej. Szybko założyłem jej kurtkę, nie mogłem trzymać w sobie tych emocji, tego co do niej czuję. Miałem mętlik w głowie, wszystkie wizje tego co może się stać jeśli ona odmówi. Jednak odważyłem się, zapytałem. Czułem jak czerwienieję na twarzy, tak mocno ją pokochałem. Mimo że znałem ją dość krótko, chciałem dzielić z nią swoje serce. W końcu przełkłem ślinę i powiedziałem jej ten magiczny zwrot;
- Ko (zająłem się) Kocham Cię- za czerwieniałem mówiąc ten zwrot.
Czekałem w niepewności na jej odpowiedź, była cała mokra jej włosy opadały na jej twarz, niebieskie oczy tym razem przypominały barwę szarości.
Nagle uśmiechała się a z jej ust wy powiedziane zostały najpiękniejsze słowa na świecie.
- Ja Cię też. Patrzała w moje oczy jak w jakiś obraz najcenniejszy na świecie.Po czym dodała;
-Victor muszę Ci coś pokazać...- Uśmiechałem się by dodać jej pewności siebie.
Kiedy zdjęła kurtkę z siebie, moim oczom ukazał się niezwykle bajeczny obiekt, był on taki piękny że aż nie mogłem oderwać oczu, były to śnieżno białe skrzydła. Cudem udało mi się oderwać oczy od tego zjawiska, popatrzałem na El przytuliłem ją i powiedziałem:
 - El mi nie przeszkadza to, ja cię kocham ! - Oderwałem się od jej ciepła, którym emitowała.
Szybko dałem jej kurtkę by nie zmarzła. Po czym chwyciłem ją za rękę i poszedłem ją odprowadzić.